Szukanie haków na radnych...

 

Trwa testowanie dna łęczyńskiej polityki. Donosy, insynuacje, pomówienia i węszenie spisków chyba na trwałe weszły do arsenału środków używanych przez kręgi „ludzi władzy”, zaciekle broniących swojej pozycji.

Niedawno czytaliśmy o konkursie w MOPS (TUTAJ) w wyniku którego zatrudniona została małżonka Grzegorza Kuczyńskiego, pracownika Urzędu Miejskiego, radnego powiatu i dziennikarza lokalnych mediów. Część internautów zastanawiała się, czy na zatrudnienie w jednostce podległej burmistrzowi żony jednego z najbliższych współpracowników tegoż burmistrza miały wpływ tylko względy merytoryczne. I czy przede wszystkim – czy jest to nienaganne etycznie (TUTAJ).

Gdy o szczegóły konkursu zapytał opozycyjny radny Zbigniew Łagodziński, został brutalnie zaatakowany podczas sesji Rady Miejskiej. Pan Kuczyński, zagrożony procesem, za swoje bulwersujące słowa musiał przeprosić (TUTAJ). Ale jednocześnie rozpoczął lustrowanie rodzin opozycyjnych radnych.

Pytał pracodawcę o okoliczności zatrudnienia (kilka lat temu) dzieci radnego Łagodzińskiego. Zapytanie wysłał także do byłego miejsca zatrudnienia żony radnego Mariusza Fijałkowskiego. A także mojej. „Czy na wybór pani Anny Pawlak do pracy w Zespole Szkół nr 1 w Łęcznej miało wpływ, to że jej mąż jest radnym Gminy Łęczna? - dociekał Kuczyński, zapominając chyba że wybory samorządowe odbyły się jesienią 2010 roku, gdy już moja żona... nie pracowała w szkole. Dlatego otrzymał odpowiedź: „Nie – jej mąż został radnym po rozwiązaniu umowy o pracę z żoną”.

 

Fakty są następujące: moja żona przez rok (2009/2010) zatrudniona była na pół etatu w zastępstwie za jedną z nauczycielek. Nie skorzystała więc z „dobrodziejstwa” sprawowania przeze mnie mandatu radnego. Od lat nie zmieniła stałej pracy. Ja po prostu inaczej traktuję swoją służbę Mieszkańcom. Podobnie jest w przypadku radnych Fijałkowskiego i Łagodzińskiego.

Trudno mi jednak nie zapytać pana Kuczyńskiego: jeśli nasze rodziny, dzieci lub małżonkowie będą zmieniać miejsce zatrudnienia, to czy w pierwszej kolejności trzeba się zwrócić do niego o zgodę? Choćby po to, aby uniknąć insynuacji o „ustawionych konkursach, naborach”, które pojawiają się w lokalnych mediach z nim związanych?

Czujemy niezdrowy oddech ludzi, którzy z chorobliwymi wypiekami śledzą przebiegi zawodowych karier osób związanych z opozycją, wszędzie wietrząc spiski. Przedstawiam zatem kolejny „spisek”, w którym będę mieć udział.

Niedługo zechcę zapisać dziecko do przedszkola. Liczę się z faktem, że dyrektor placówki zostanie zapytany czy „na przyjęcie dziecka radnego Pawlaka miało wpływ, że jego ojciec jest radnym”? Wynegocjowałem także niezłe warunki abonamentu w jednej sieci z sieci telefonicznych. Oświadczam, że fakt sprawowania przeze mnie mandatu radnego nie ma na to wpływu (może poza tym, że dużo korzystam z telefonu).

W psychologii takie zachowania nazywa się projekcją – zarzucaniem innym tego, co się samemu robi. Pozostaje więc tylko prosić aby - jak to się mówi - pewne osoby nie mierzyły nas swoją miarą. I żeby nie próbowały za wszelką cenę udowadniać, że „wszyscy tak robią”, a służba publiczna polega na kombinowaniu, jak się „ustawić”.

Niestety dotychczasowe obserwacje wskazują, że kampania wyborcza może stać się festiwalem anonimów, kłamstw, insynuacji, oszczerstw i ataków personalnych...

 

3 marca 2014 r.