Upoważnień nie było, ale dietę się brało...

 

1764 zł/m-c w 2013 roku, a od marca br. prawie 1400 zł/m-c. Tyle otrzymuje wiceprzewodniczący Rady Miejskiej, Krzysztof Matczuk. To więcej niż niejeden ciężko pracujący łęcznian. A odpowiedzialność i obowiązki? Praktycznie żadne. Dopiero od kilku dni, po 3 latach, oficjalnie może zastępować przewodniczącą.

30 kwietnia br. Rada Miejska formalnie upoważniła wiceprzewodniczącego Matczuka do wykonywania obowiązków na wypadek nieobecności przewodniczącej Krystyny Borkowskiej. Przez trzy lata, nie miał żadnych pełnomocnictw do reprezentowania RM.

 

Jakiś czas temu, gdy chciałem otrzymać odpowiedź na interpelację, która wpłynęła do Biura Rady, trzeba było zgody samej przewodniczącej, choć wiceprzewodniczący... był na miejscu.

Bo Krzysztof Matczuk, w przeciwieństwie do byłego wiceprzewodniczącego Janusza Matyska, formalnych pełnomocnictw nie posiadał. O ile obaj panowie otrzymywali taką samą dietę (w 2013 roku – ponad 1700 zł miesięcznie), a Matysek jako pierwszy „w-ce” mógł zastępować przewodniczącą i podczas sesji liczył głosy, to drugi... był. Pełniąc funkcję wiceprzewodniczącego od czasu do czasu atakującego radnych opozycji.

Czy zatem wysoka dieta była nagrodą za lojalność? Lojalność się nagradza, tylko dlaczego za publiczne pieniądze? Przecież dieta radnego to nie jest ekstra dodatek do pensji czy do emerytury za polityczne posłuszeństwo czy pełnienie obowiązków dyskusyjnej jakości „intelektualisty-autorytetu”.

Teraz, gdy w RM nie ma radnego Matyska, głosy liczy... „szeregowa” radna Marzena Florek. W kuluarach mówi się, że liczenie głosów nie będzie jedyną nagrodą za jej lojalność wobec koalicji. Być może wkrótce otrzyma propozycję wiceprzewodniczącej Rady. A jeśli do walki o burmistrzowski stołek zamiast pana Kosiarskiego – wyraźnie już wypalonego latami rządzenia i bez pomysłu na Łęczną- stanie Krystyna Borkowska to może nawet wiceburmistrza. Ale na razie są to tylko polityczne spekulacje.

 

6 maja 2014 r.